Udowodniona zostanie poniżej słuszność jednej jedynej doktryny ekonomicznej. Ścisły dowód słuszności tej doktryny opierał się będzie na dwóch spostrzeżeniach poczynionych na gruncie Teorii Ewolucji.
Kierunków ekonomii jest wiele, ale jasno zostanie poniżej udowodnione, że wszystkie poza konkretnym jednym oparte są na błędnych założeniach sprzecznych z opisanymi tutaj oczywistymi spostrzeżeniami na gruncie Teorii Ewolucji.
Spostrzeżenia na gruncie Teorii Ewolucji
Istnieją takie skłonności w człowieku, w których nie sposób odnaleźć jakiejkolwiek korzyści. Dla przykładu jest to uzależnienie od alkoholu. O wielu osobach mówimy, że ich życie potoczyłoby się pomyślniej, gdyby nie właśnie ono. Podobnie inne nałogi jak masturbacja czy zachowania takie jak notoryczny pretensjonalny stosunek do wszystkiego.
Mając wiedzę o tego rodzaju słabościach należy zadać sobie pytanie: dlaczego w odniesieniu do na przykład alkoholu nie ukształtował się w toku doboru naturalnego wstręt do tej substancji lub nawet taki kształt układu odpornościowego, który w jakiś sposób neutralizowałby jego działanie na mózg.
Zobaczmy: intencjonalnie fermentowane trunki alkoholowe znane były już w Neolicie kilkanaście tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa. Archeolodzy na terenie dzisiejszego miasta Haifa w Izraelu odkryli browary liczące 14 tys. lat. Tego rodzaju mechanizmy uodparniające na alkohol zdążyłyby się już wykształcić.
A masturbacja? Słucha się nieraz od obrońców tego nawyku, że “odstresowuje”. Nie zadają oni sobie jednak pytania, co stałoby się, gdyby się nie odstresować? No właśnie. Nic. Masturbacja jest oczywiście zła, bowiem przede wszystkim jest przyjemnością nie powodującą żadnej długofalowej korzyści. Jej konsekwencje są dokładnie takie jak wypicie alkoholu czy zażycie narkotyku. To jest krótkotrwała przyjemność obciążana potem rekompensującym ją spadkiem dopaminy.
I tutaj jednak nie ukształtował się w toku ewolucji mechanizm obronny na tę przypadłość.
Identycznie ze znaną od tysięcy lat w Ameryce Południowej kokainą. Wystarczyłoby, żeby wykształcił się taki kształt układu odpornościowego, który po jej zażyciu powodowałby silne bóle lub w jakiś sposób neutralizował ją nie dopuszczając do działania na układ nerwowy w sposób, z jakiego jest znana.
Zbierzmy powyższe informacje w całość: Mamy osoby, które cierpią poprzez skłonność do przedkładania natychmiastowej przyjemności ponad dobro długofalowe. Słabość ta objawia się w podanych przykładach w popadaniu w jakieś uzależnienia. Gdyby uniemożliwić im wpadnięcie w to uzależnienie, to ich pozycja z punktu widzenia doboru naturalnego się nie poprawia. Może to oznaczać tylko jedno: to, że w sytuacji uniemożliwienia im takiej realizacji znajdują oni inną równie szkodliwą.
Przypuśćmy, że w toku ewolucji właśnie wykształciłaby się jakaś odporność na skutki zażycia alkoholu. Człowiek obdarzony tą odpornością nie piłby, bo nie odczuwałby żadnej z tego satysfakcji. Jeżeli osoba ta ma skłonności do zatracania się w natychmiastowych przyjemnościach przedkładając je ponad wieloletni plan swojego postępowania, to wykorzystałaby to, co ma pod ręką do realizacji tego celu. Choćby – z braku innych opcji – miałoby to być ciągłe wywyższanie się nad innych. Dzisiaj mogłoby to być wstawianie coraz to nowych zdjęć w internecie pokazujących, w jakim luksusowym otoczeniu przyszło nam egzystować.
Powyższa obserwacja jest niezmiernie ważna. Pokazuje na przykład, że żadnego sensu nie mają wszelkiego rodzaju zakazy czy to narkotyków czy prohibicji alkoholowej. I to nie chodzi o to, że w niektórych okolicznościach nie mają sensu. ZAWSZE nie mają sensu. W toku ewolucji wykształciły się na pozór zupełnie niepotrzebne elementy ciała. Jak na przykład dolny płatek uszny. To jest miejsce, gdzie często kobiety wtykają kolczyk. Generalnie kształt ucha wynika z funkcji akustycznej, jaką pełni, ale dolny płatek jakby w niej nie bierze udziału. Gdyby odgórne uniemożliwienie oszukania przez człowieka mechanizmu nagrody w mózgu miało sens, to wyewoluowałoby ze wzmożoną siłą. Tymczasem tak się nie stało w żadnym stopniu. Ważniejszy był w tym względzie nawet płatek uszny.
Skondensujmy to przemyślenie w formie twierdzenia:
Nie jest możliwe polepszenie bytu człowieka przez uniemożliwienie mu oszukiwania ewolucyjnego mechanizmu nagrody-kary w którymkolwiek kierunku, w którym ten mechanizm miałby on omijać.
Słowem: jeżeli ktoś ma się stać lepszym człowiekiem, to musi to być jego własna inicjatywa. Uniemożliwienie mu szkodzenia sobie samemu w niczym mu nie pomaga.
Szerzej: człowiek nie żyje w odosobnieniu, ale w społeczeństwie. Pewne zachowania społeczne są niekorzystne lub neutralne dla jednostki, a korzystne dla społeczności w której żyje. Jeżeli jednostka postępowała będzie tak, że przyniesie to korzyści społeczności większe niż jej ujmę, to grupa wyposażona w takie zachowania jej członków ma większe szanse na zdominowanie większego ogółu niż pozostałe konkurujące na tym polu grupy.
Dla przykładu owady: zobacz jak mrówki grupują się w więcej osobników, żeby przenieść ciężki przedmiot. Jeszcze lepszym przykładem są pszczoły które gotowe są zginąć wbijając żądło w ssaka stanowiącego zagrożenie, żeby tylko ochronić przed nim stado z którego się wywodzą.
Podobnie wśród społeczności ludzkiej. Ta grupa ma większe szanse w procesie doboru naturalnego, w której wykształci się powiedzmy brak kradzieży. Zobacz ilu zbędnych kosztów taka grupa unika. Zobacz jak nieporównywalnie bogatsze są Stany Zjednoczone w porównaniu do na przykład Rosji. Zauważ jednocześnie, że nie wykształcił się w toku ewolucji wstręt do kradzieży. A mógł. Tak samo jak mógł wykształcić się wstręt do odoru kału (zobacz: czujesz niesmak przez samo czytanie o nim) czy do kopulacji ze zwierzętami czy blisko spokrewnionymi osobnikami tego samego gatunku. Tak samo mógł wykształcić się wstręt do kradzieży. Te wcześniejsze się wykształciły, a ten ostatni nie. Pokazuje to tylko jedno: że ograniczenie człowieka w uzewnętrznianiu swojego roszczeniowego usposobienia w jednym wymiarze powoduje realizację tych pretensji w ramach innych dostępnych mu wymiarów. Jeżeli wiec ktoś, komu wydaje się, że należy mu się więcej niż jest mu dane nie mógłby kraść, to dla przykładu zacząłby znęcać się fizycznie nad otoczeniem lub został lewicowym aktywistą. Coś zawsze się znajdzie. Ujmując to w kolejne twierdzenie:
Nie jest możliwe polepszenie jakości życia społeczności poprzez odgórne uniemożliwienie jednostkom wykonywania działań niezgodnych z interesem tej społeczności.
Spostrzeżenia te, jak się zaraz okaże, mają decydujące znaczenie z punktu widzenia nauki zwanej “ekonomią” i jej podstawowego zagadnienia, jakim jest dyskusja nad optymalnym systemem monetarnym. Cała reszta dyskusji w ramach dziedziny jaką jest “ekonomia” sprowadza się w zasadzie do rozpatrywania tego samego problemu teoretycznego reprezentowanego przez inne pojęcia. Tutaj zajmiemy się tym najważniejszym to jest systemem pieniężnym.
Ceny i ich kształtowanie się
Ceny produktów w realiach wolnego rynku zależą ściśle od ilości pieniądza w obiegu. Weźmy dla przykładu kraj, gdzie liczba ludności się nie zmienia i zsumujmy ilość pieniądza w obiegu jako sumę wszystkich sald na rachunkach bankowych oraz gotówki. Jeżeli ta całkowita kwota ulegnie powiedzmy dziesięciokrotnemu zwiększeniu wskutek wydania nowych środków pieniężnych przez bank centralny, to należy się spodziewać, że po jakimś czasie ceny wzrosną.
Chcąc wyjaśnić przyczynę wzrostu tych cen wyobraźmy sobie, że osoby, do których trafiły nowo wyprodukowane środki pieniężne, zapragną pójść do fryzjera. Fryzjer nie jest w stanie obsłużyć więcej klientów, niż fizycznie jest w stanie poświęcić im czasu. Żeby zatem wybrać tych, których ma ochotę obsłużyć, a których nie, zmuszony będzie podnieść ceny. I tak się stanie w każdej profesji. Również wśród producentów. Gdyby zwiększona podaż pieniądza nie miała spowodować wzrostu cen, to produktów czy usług zwyczajnie by zabrakło. Tak zresztą było w czasach późnego komunizmu w Polsce. Sklepowe półki świeciły wtedy pustkami kiedy jednocześnie w państwach kapitalistycznych uginały się pod ciężarem towaru. Tak jak się wtedy działo w Polsce tak dzieje się zresztą w każdym państwie z planowaną gospodarką cenową. Tych produktów, których cena ustalana jest odgórnie, zwyczajnie brakuje.
Dowodem na to, jak powiększanie podaży pieniądza powoduje wzrost cen, są państwa trzeciego świata, gdzie bardzo często poważnym postulatem polityków na walkę z biedą jest po prostu wytworzenie nowych środków pieniężnych. I tak na przykład w Zimbabwe w 2009 roku wydano banknot o nominale 100 000 000 000 000 (sto trylionów Dolarów Zimbabwe).
W powojennych Węgrzech wskutek kreacji pieniądza ceny produktów podwajały się średnio co 15 godzin. Podobnie w Niemczech przed II Wojną Światową
Inflacja w powojennych Węgrzech
Inflacja w Zimbabwe na początku XXI-go wieku
W realiach gospodarki, w której ilość pieniądza się nie zwiększa, ceny produktów na sklepowych półkach winny tanieć. Dla przykładu ekonomista Thomas Sowell w swojej “Ekonomia dla każdego” opisał zakład zawarty pomiędzy ekonomistą Julianem Simonem, a ekologiem Paulem Ehrlichem:
“Profesor Simon oświadczył, iż gotów jest założyć się z kimkolwiek, że żadne z dowolnych pięciu bogactw naturalnych (ich wybór pozostawił w gestii swojego przeciwnika) w dowolnym okresie (to także pozwalał ustalić przeciwnikowi) nie podrożeje w cenach uwzględniających inflację. Grupa, na czele której stał Paul Ehrlich dokonała wyboru pięciu surowców oraz zaproponowała termin rozstrzygnięcia – za 10 lat. Po upłynięciu tego okresu okazało się, że spadły nie tylko ceny wskazanych pięciu surowców, lecz także ceny wszystkich innych bogactw, co do których istniało powszechne przekonanie, że podrożeją”
Myśl ludzka I postęp technologiczny podążają niebywale szybkim tempem. Technologia wydobycia surowców oraz wytwarzania wszelkich produktów ciągle się polepsza. Wyroby produkowane są przy wymaganiu do tego coraz mniejszego zaangażowania człowieka oraz środków na to przeznaczanych. W normalnej zdrowej gospodarce wszystko powinno sukcesywnie tanieć.
Współczesna bankowość
W opisywanych powyżej wczesnych gospodarkach z czasów II wojny światowej czy obecnie w krajach III-go Świata za wzrost podaży pieniądza odpowiada przede wszystkim bezpośredni nakaz władz, które zmuszają wytworzenie tych środków przez bank centralny i przekazanie ich bezpośrednio na potrzeby wydatków rządowych.
W dzisiejszych czasach proces ten jest nieco bardziej zawoalowany oraz do jego beneficjentów włączeni są również obywatele niepowiązani z rządem. W procesie tym pierwszoplanową rolę pełnią banki komercyjne.
Banki komercyjne wykształciły się dzięki mechanizmowi zwanemu “rezerwą cząstkową”. To jest – ludzie deponują u nich środki i banki za te zgromadzone środki udzielają jeszcze innym obywatelom pożyczek. W czasach, kiedy jeszcze nie było internetu, polegało to na przekazywaniu kredytobiorcom gotówki tej samej co przekazanej bankom wcześniej przez deponentów. Bank przy tym ufał, że depozytariusze nie zgłoszą się wszyscy naraz po swoje depozyty (taki scenariusz nazywany jest z angielskiego „run na bank”) i przez to zwyczajnie tylko część zdeponowanych w banku środków była w nim dostępna na bieżące wypłaty depozytów. Reszta krążyła w gospodarce jako środki pochodzące z udzielonych kredytów.
Tak wyglądało to u zarania bankowości. Spostrzeżono szybko, że w przypadku masowych wypłat depozytów przez klientów I niewystarczającej wysokości rezerwy cząstkowej, że gwarantem tego systemu może być bank centralny. To jest instytucja, która emituje środki pieniężne w danym państwie. To jest wtedy, kiedy danemu bankowi komercyjnemu rezerwy na wypłaty depozytów zabraknie lub zmniejszą się poniżej określonego przez przepisy procentu zdeponowanych tam teoretycznie przez klientów środków, to bank centralny może pożyczyć bankowi komercyjnemu środki pieniężne na pokrycie tej luki. Niby nic, ale mechanizm ten tak się zdegenerował, że w połączeniu z inicjatywą wykorzystywania go do finansowania wydatków rządowych powoduje, nawet w gospodarkach krajów rozwiniętych, średni wzrost podaży pieniądza o około dziesięć procent rocznie.
Mechanizmów wytwarzania nowych środków pieniężnych na rzecz banków komercyjnych jest parę. Tj. publikowanych jest parę tak zwanych “stóp procentowych”. Jest to szczególnie skomplikowane, w jaki sposób te stopy działają i wobec konkluzji z niniejszego materiału zapewniam, że nie ma to docelowo szczególnego znaczenia jak to działa. To, co jest pewne, to że raz wprowadzone do obiegu pieniądze pojawiają się w nim wielokrotnie. Przypuśćmy, że ktoś zdeponował je na rachunku bankowym. Bank następnie na podstawie tych środków udzielił innej osobie lub przedsiębiorstwu kredytu. Ten, otrzymawszy kredyt, nie wziął go po to, żeby pieniądze trzymać na rachunku bankowym. Coś kupuje, kupując przekazuje środki na czyjś rachunek bankowy, powiększając tym samym kolejny depozyt. W tym czy innym banku. Powodując możliwość dalszego pożyczania tych środków przez bank, w którym są zdeponowane. W dobie internetu, kiedy ogromna większość środków zdeponowana jest właśnie w bankach, konsekwencją systemu rezerwy cząstkowej jest to, że każdy wykreowany przez bank centralny pieniądz powoduje zwielokrotnienie jego podaży w realnej gospodarce. Jest tego pieniądza aż tyle, że walka o kredytobiorcę staje się na tyle zaciekła, że wiarygodny kredytobiorca, czyli rząd, jest w stanie te pieniądze na tym rynku tanio pożyczać. Rządy emitują wtedy obligacje o oprocentowaniu często parokrotnie niższym niż to, ile wynosi realnie procentowy wzrost podaży pieniądza w gospodarce. Jeżeli widzisz tutaj analogię do przedwojennych Niemiec, powojennych Węgier albo do Zimbabwe z początku XXI wieku, to masz dobrą intuicję. Wszystko jest tylko nieco bardziej zawoalowane i do systemu są dopuszczeni również prywatni beneficjenci tego systemu kreacji pieniądza, nazywani tutaj “kredytobiorcami”.
Jest parę wskaźników, które obrazować mają ilość pieniądza w obiegu. Tym najczęściej wskazywanym z nich jest to, co nazywane jest „podażą pieniądza M3”. Przyglądając się temu, jak zachowuje się wzrost tej podaży dla Polski czy dla strefy Euro, to średni roczny wzrost na przestrzeni paru ostaniach lat oscyluje w okolicach 10% rocznie. Dla USD wskaźnik ten jest znacznie wyższy. I tak jakość tego wskaźnika oraz teoria związana z jego obliczaniem nie jest szczególnie istotna, za jakiś czas ona, system rezerwy cząstkowej oraz stóp procentowych narzucanych przez bank centralny będą przedmiotem wyłącznie studiów historycznych.
Systemy monetarne
System monetarny to zbiór reguł, które kształtować mają podaż pieniądza w danym państwie. Już sam fakt, że system ten ma być narzucony jeden i centralnie sterowany budzi podejrzenia. Dlaczego nie pozwolić na konkurowanie ze sobą paru banków centralnych mających zdolność do emisji pieniądza prywatnego i konkurujących ze sobą w ramach danej jurysdykcji.
No ale załóżmy, przyłączając się do tej dyskusji, że jest jeden bank centralny w danym państwie i on jako jedyny tę podaż kreuje.
Są więc dwie zasadnicze szkoły w tej dziedzinie:
Monetaryzm: charakteryzujący się dążeniem do tego, żeby podaż pieniądza w żaden sposób się nie zwiększała. W czasach sprzed kryptowalut szkoła ta domagała się 100% pokrycia waluty w złocie oraz zniesienia systemu rezerwy cząstkowej. Domagali się oni, żeby wyemitowany w gospodarce pieniądz mógł w niej krążyć tylko jako “nierozwodniony”. Proponowali w tym zakresie mechanizmy mające temu przeciwdziałać, a podstawą tych mechanizmów było właśnie pokrycie waluty w złocie.
Nie wdając się w proponowane przez Monetarystów rozwiązania, gdyż i one będą w przyszłości jedynie przedmiotem studiów historycznych, wystarczy wspomnieć, że w 100% realizacją intencji stojących za Monetaryzmem jest kryptowaluta Bitcoin.
Ma ona odgórnie ograniczoną podaż oraz jednocześnie żadna jej jednostka nie może w dwóch miejscach jednocześnie pełnić funkcji płatniczej. Jeżeli istniałby bank przyjmujący depozyty w BTC i wydający pożyczki w BTC, to zdeponowanymi w nim BTC nikt nie mógłby obracać, gdyż obracałby nim wyłącznie kredytobiorca.
Przedstawicielom tzw. Austriackiej Szkoły Ekonomii podczas konstruowania ich modeli istnienie narzędzia jakim jest Bitcoin się nawet nie śniło. Posiada ona wszystkie zalety zabezpieczenia waluty jakie daje złoto, i żadnej jego wady. Posiada również – co najważniejsze – publiczny rejestr będący dowodem na autentyczność posiadanych monet. Coś, czego żaden system monetarny przed pojawieniem się Bitcoina nie mógł zagwarantować.
Kreacjonizm (lub inaczej, od nazwiska najsłynniejszego propagatora – “Keynesizm”): to doktryna, która zaleca ciągłe zwiększanie podaży pieniądza w gospodarce, tłumacząc to wpływem tego zjawiska na wzrost gospodarczy i bogacenie się narodów.
Przypomnijmy: wzrost podaży pieniądza w Polsce czy w strefie Euro wynosi około 10% rocznie. Czy opłaca ci się wobec tego trzymać środki na lokacie lub w obligacjach skarbowych płacących 5%? Nie. Jeśli masz je przechować w ten sposób, to jeżeli masz w głowie jakiś pomysł na przedsięwzięcie, które w normalnych warunkach zrealizowałbyś powiedzmy za rok, to zdecydujesz się zrealizować je już teraz. Jeśli planujesz kupić ciężarówkę i założyć firmę transportową, a trafiają ci się środki, to zamiast kupić ciężarówkę za rok, kupisz ją teraz. Sprzedawca również — zamiast uzyskać przychód za rok — uzyska go teraz i także wyda go szybciej. Gospodarka się „napędza”. Kreacjoniści różnią się między sobą tym, jak intensywny ma być wzrost podaży pieniądza. Formułują oni coś co nazywają "celami inflacyjnymi", czyli określają, jak mają rosnąć średnie ceny i jak pod te wskaźniki mają być dostosowywane stopy procentowe. Twierdzą oni, że spadające ceny (deflacja), do których doszłoby przy braku wzrostu podaży pieniądza, motywowałyby do nadmiernego oszczędzania, co miałoby zahamować rozwój gospodarczy.
Monetaryści odpowiadają na te argumenty tym, że przede wszystkim taki model systemu pieniężnego jest niemoralny. Jest on tożsamy z podatkiem nałożonym na oszczędzających na rzecz beneficjentów nowo wykreowanych środków.
Janusz Korwin-Mikke w „Podatki, czyli rzecz o grabieży” ujął to tak:
"Inflacja to ukryty podatek, który obciąża posiadane przez obywateli pieniądze. Rząd, uciekając się do tego tchórzliwego rozwiązania, rozdaje nowo wykreowane środki tym, którzy najgłośniej się ich domagają, zyskując w nich sojuszników."
Jeżeli natomiast chodzi o inicjowanie tego, co Kreacjoniści nazywają “wzrostem gospodarczym”, to zdaniem Monetarystów powoduje on jedynie cykliczność tego, co Kreacjoniści nazywają “prosperity”, a tym, co wszyscy nazywają “kryzysem”. Choćby Murray Rothbard w „Wielki Kryzys w Ameryce” dowodzi, że w istocie Kreacjonizm prowadzi zawsze ostatecznie do zdania sobie sprawy przez tak okradanych to jest oszczędzających I produkujących ze swojego położenia. Zaprzestają oni wtedy wszelkiej aktywności zawodowej na rzecz również stania się beneficjentami nowo wyprodukowanych środków pieniężnych.
Janusz Korwin-Mikke:
"Inflacja rujnuje tych, którzy posiadali gotówkę. Zniechęca do oszczędzania. Napędza spekulacje. Toną solidni – kwitną niebieskie ptaki".
Jedyny słuszny system monetarny
Po pierwsze: kwestie moralne. Wyobraź sobie, że jesteś producentem jakiegoś dobra. W czym wolałbyś otrzymać zapłatę? W walucie, której rokrocznie przybywa 10%, czy w tej samej walucie, której całkowita podaż jest stała? Za tę drugą mógłbyś, przechowując ją, po czasie kupić więcej, więc odpowiedź jest oczywista. Mało tego: tak jak twierdzą Monetaryści, Ty w zasadzie zostałeś okradziony z siły nabywczej waluty, którą przechowujesz, a beneficjentami tej kradzieży jest rząd oraz pozostali beneficjenci nowo wykreowanych środków. Na tym w zasadzie można by zakończyć dyskusję na temat systemów monetarnych, ale Kreacjoniści mają jeden jeszcze argument. A mianowicie twierdzą oni, że co z tego, iż narzucają producentom otrzymywanie wynagrodzenia w walucie gorszej, niż pragnęliby, skoro oni — to jest Kreacjoniści — wiedzą, że to dla tych producentów jest lepsze. Twierdzą oni, że aktywizują oni tego wytwórcę do cięższej pracy i tym większego zaangażowania w gospodarkę. Poprzez koniecnzość szybkiego wydania środków “pobudzają” inwestycje.
Zauważmy, że są tu dwie opcje: albo faktycznie podniesienie produktywności tego wytwórcy jest dla niego korzystne, albo nie. Rozważmy je obie.
Najpierw załóżmy, że zintensyfikowanie jego aktywności zawodowej nie jest dla niego korzystnym. Życie ludzkie realizuje się na wielu płaszczyznach i aktywność zawodowa nie jest jedyną z tych płaszczyzn. Intencją mężczyzny jest również spędzanie czasu z małżonką i rodziną. Mężczyźni, którzy całym sobą poświęcają się pracy, doprowadzając się do otyłości i zaniedbując małżonkę, wcale nie są postrzegani jako idealni partnerzy. Twierdzę więc, że każdy sam wie najlepiej, jak intensyfikować swoją aktywność zawodową.
Przypuśćmy jednak, że się mylę i tak samo jak nie każdy wie, jak dawkować sobie alkohol, tak samo nie każdy wie, jaki jest właściwy dla niego wymiar jego zaangażowania zawodowego. Twierdzą kreacjoniści, że zmuszają oni osoby do pracy dla ich własnego dobra. Przypomnijmy w tym miejscu pierwsze spostrzeżenie na gruncie Teorii Ewolucji: a mianowicie, na bazie tego spostrzeżenia okazuje się, że taki przymus nie przysporzy przymuszonemu w ten sposób człowiekowi absolutnie żadnej korzyści. Nie to, że przysporzy niewielką. Żadną. Przypomnijmy: nie wytworzył się żaden mechanizm odpornościowy na zapadanie człowieka w chorobę alkoholową.
Szerzej: Załóżmy, że ekspansywna polityka monetarna dla tych zmuszonych do intensyfikacji zarobkowania jest wprawdzie dla nich niekorzystna, za to jest korzystna dla ogółu to jest społeczności której są częścią. Drugie spostrzeżenie na gruncie Teorii Ewolucji pokazuje, że taki przymus i społeczności nie przyniesie absolutnie żadnej korzyści.
Skutki więc kreacjonistycznej polityki monetarnej dla człowieka pracującego są zawsze wyłącznie złe. Raz, że zostaje on ograbiony z siły nabywczej środków pieniężnych, które posiada. Choćby realnie posiadał je przez chwilę. A dwa, nie uzyskuje za tę niegodziwość absolutnie nic w zamian. Również nic w zamian nie otrzymuje społeczność. To, co kreacjoniści uważają, że mu ofiarują jako dar, ewolucja pokazuje, że jest dokładnie nic nie warte. Również dla ogółu.
Ekonomia
Spostrzeżenia na gruncie Teorii Ewolucji pokazują, że dyskusja na temat systemu monetarnego sprowadza się wyłącznie do dyskusji pod tytułem, czy odbierać siłę nabywczą ciężko pracującym i oddawać ją namaszczonym przez rząd, czy nie. Tyle i nic ponad to.
Zresztą: zobacz, kto jest przedstawicielem szkół zwanej Monetaryzmem i szkoły zwanej Kreacjonizmem. Zwolennicy pierwszej pokrywają się z kierunkiem, który powszechnie nazywany jest “Prawicą”, a drugiej z tym, co nazywane jest “Lewicą”. To nie jest przypadek. Poznaliśmy ich już przy okazji wpisu pt. “polityka”. To, co w istocie stanowi trzon Kreacjonizmu, to w istocie żywiona do klasy pracującej zawiść i intencja ograbiania ich z przybranymi do tego celu wspólnikami w postaci kredytobiorców czy leasingobiorców. Wyposażają oni swoją złodziejską ideę w różnego rodzaju regulacje i urzędy nadzoru nad instytucjami bankowymi, zasiadają w władzach wydziałów ekonomicznych uczelni wyższych i spierają się na temat znaczeń stworzonych przez siebie wskaźników, usiłując się przy tym nadać szkole zwanej “ekonomią” pozory mądrości. Friedrich August von Hayek w broszurze „Intelektualiści a socjalizm” zauważył, że we wszelkich władzach uczelni ekonomicznych, wszelkich istotnych stanowiskach zasiadają wyłącznie Kreacjoniści. Również w wszelkich instytucjach rządowych. Tylko ten kierunek jest aprobowany przez rząd. Pamiętajmy bowiem, że mamy do czynienia z rządem nie innym niż w Zimbabwe, tylko działającym w sposób zawoalowany.
“Pieniądze są zbyt ważne, by pozostawić je w rękach bankierów, prominentnych ekonomistów i finansjery.”
Murray Rothbard “Złoto, banki, ludzie - krótka historia pieniądza”
Cała dyskusja na lewo od skrajnego Monetaryzmu nie jest żadnym sporem naukowym, ale jedynie miarą tego, jak ograbiać ciężko pracujących oraz jaką narrację przybrać, żeby skalę tej grabieży ukryć. Dla przykładu, okradanie oszczędzających poetycko nazywają oni „ekspansywnością polityki monetarnej”. To ci bardziej przebiegli. Ci mniej rozumni przyklaskują kreacjonistycznej polityce monetarnej z pobudek kolektywistycznych. Znamy ich już z wpisu pt. “polityka”. Słyszeli oni od Kreacjonistów, że “zastrzyki ilościowe środków pieniężnych powodują wzrost koniunktury”. A oni chcą być postrzegani jako ci dobrzy. W realiach demokracji takie osoby rządzą całymi krajami. Dla przykładu uchodzący za prawicowego posiadający największą władzę na Świecie Donald Trump jednocześnie deklaruje siebie jako entuzjastę Bitcoina I jednocześnie domaga się od amerykańskiego banku centralnego obniżenia stóp procentowych, żeby “pobudzić gospodarkę”. Obie te inicjatywy prowadzą do nie do pogodzenia ze sobą nawzajem skutków.
To co zostało tutaj opisane, czyli teoria pieniądza to najbardziej wykwintne zagadnienie tego co nazywane jest “ekonomią”. Żeby dowieść formalnie, że zagadnienie to posiada jedynie jedno I dokładnie jedno rozwiązanie należało odnieść się do Teorii Ewolucji. Pozostały obszar tej “nauki”to w istocie wprost zagadnienie wyboru między socjalizmem, a wolnym rykiem. Trudno sobie wyobrazić jak bezczelnym trzeba być, żeby zagadnienie to sprowadzające się w istocie do problemu moralnego pt. czy będąc w sklepie ukraść towar czy raczej za niego zapłacić, nazywać mianem “nauki”.
Zdrowy mężczyzna powinien dyskusją pt. Ekonomia się brzydzić. Zwłaszcza: namaszczonymi przez spin-doctorów tej pseudonauki wskaźnikami i rozważaniami na temat dla przykładu “celu inflacyjnego”. Agregaty podaży pieniądza: M1, M2 czy M3? Są jeszcze inne. Wszystkie one nie mają żadnego znaczenia. Podaż pieniądza powinna nigdy nie wzrastać. A kiedy wzrasta, to oznacza tylko i wyłącznie okradanie oszczędzających na rzecz tych spowinowaconych z władzą. Jest tylko jeden pieniądz gwarantujący nie ekspansywność podaży i jednocześnie gwarantujący niemożność wydatkowania go w dwóch różnych miejscach naraz. Jest nim kryptowaluta Bitcoin.
Zakończenie
Jest taka cnota zwana “skromnością”, ale jest jeszcze inna zwana “prawdomównością”. Wybierając między nimi dwiema, skłaniam się ku tej drugiej. Prawda jest więc taka, że przedstawione powyżej stanowisko oraz jego dowód zakańcza wszelkie dyskusje w ramach dziedziny zwanej “ekonomią”. Wywód ten wskazuje jednoznacznie, który z dyskutowanych do tej pory w ramach tej dyscypliny modeli jest bezwzględnie optymalnym.